Większa część moich znajomych podczas rozmów ze mną
zadaje mi pytania: „Czy żałujesz tego, że wyszłaś za mąż?” albo „Żałujesz
podjętych decyzji z T.?” i inne tego typu. Ja bez zastanowienia odpowiadam „nie”.
Reakcja jest przeważnie taka sama: zdziwiona mina i zdanie:, „Czemu? Przecież
zostałaś porzucona, rozwodzisz się, a on nawet nie widział Twojej córki.”
I co
z tego, że zostałam porzucona?
Co z tego, że mój mąż okazał się zwykłym chujem,
który nie wziął odpowiedzialności za swoje czyny?
I co z tego, że wraz z jego
odejściem pojawiła się tak dobrze mi już znana depresja?
Powiedzcie mi czy to
ma jakiś sens, skoro on mimo wszystko nadał mojemu życiu sens?
Dzięki niemu mam,
dla kogo żyć, mam, dla kogo wstawać rano.
Mam córkę.