Julia
Anastazja. Mój największy skarb. To dla niej każdego dnia otwieram oczy. Julia…
kończy dziś dwa miesiące. Szybciutko ten czas nam zleciał, oj bardzo szybko.
Teraz nie wyobrażam sobie jakby moje życie miało wyglądać bez tej małej
kruszynki.
Co
Cytrynka już potrafi?
-
śmiać się (nie jest to przypadkowy grymas)
-
rozpoznaje twarz mamy
-
leży na brzuszku unosząc główkę
-
próbuje raczkować (odpycha się nóżkami, ale nic nie idzie, hihihi)
-
zjada już ok. 125 ml mleka
Co
do tej pory „przeszliśmy” z Cytrynką?
-
kolki
-
zaparcia
-
pleśniawki na języczku
-
ciemieniuchę
Julia
ma tylko niektóre czynności, które są wykonywane o stałych porach, ale widać,
że trudno jest się jej dostosować dlatego w trzecim miesiącu życia postaram się
wprowadzić jej plan dnia specjalnie dla niej. Jestem ciekawa jak nam to
wyjdzie. Oczywiście będę o wszystkim informowała na blogu.
Na
początku mojej przygody z macierzyństwem wszystkiego się bałam. Nasiliło się to
bardzo w pierwszej dobie życia Cytrynki gdy leżałam płasko na szpitalnym łóżku
bez możliwości podniesienia głowy i nie widziałam jeszcze mojej córeczki. Gdy
spędziłam z nią pierwszą noc w domu zamiast spać, przepłakałam całą noc,
ponieważ nie wiedziałam jak ja sobie poradzę mając ją już 24/7. Ale nie
potrzebnie: wszystko przychodziło mi naturalnie łatwo (poza karmieniem
piersią). Wiedziałam również, że gdzieniegdzie popełniam błędy, ale tego też
się nauczyłam: pytałam, czytałam.
Julia
ciągle spała ze mną, ponieważ chciałam się do kogoś przytulić, a i ja się
bałam, że gdy będzie w kołysce nie usłyszę jej płaczu. Niepotrzebnie, budziłam się
nawet wtedy gdy Kulcia zmieniała pozycję spania. Teraz od 3 tygodni śpi w
kołysce. Owszem zasypia w różnych miejscach: a to na moich rękach czy też
brzuchu, a to na moim łóżku, a to w wuzeczku, a to u babci na łóżku czy u
dziadka na rękach, ale zawsze odkładam ją do kołyski nawet gdy jest dzień.
Jestem z siebie dumna z tego powodu. Taki mały gest, dla wielu mam rzecz normalna,
że dziecko śpi w swoim łóżeczku, ale dla mnie to na parawdę duży krok.
Ale
czego nauczyła mnie sama Cytrynka?
Że
powinnam doceniać życie takie jakie jest i cieszyć się nawet z małej chwili
radości.
Do
tej pory jak wspominam dzień porodu i pomyślę sobie co by było gdyby… to łzy mi
napływają do oczu. Miał on wyglądać zupełnie inaczej, ale jak widać – życie lubi
nas zaskakiwać. Tak samo zaskakujące jest macierzyństwo – szczególnie te
samotne. Ale trzeba walczyć czasem nawet z całym światem by było lepiej.