wtorek, 16 września 2014

14. Twoja wiara czyni cuda – musisz wierzyć, że się uda!

Witam was wszystkich po trzech miesiącach ciszy na blogu. W ciągu takiego długiego czasu gdzie na blogu nie publikowałam żadnego postu, ani zbytnio nie komentowałam waszych blogów bardzo dużo się u nas pozmieniało i tak jak obiecałam w poprzednim poście – chcę wam to wszystko streścić. Także bez zbędnego przedłużenia zapraszam do rozwinięcia i po cichu liczę na to, że wybaczycie mi tą nieobecność. 

http://www.styl.pl/wizytowka-agrawa/artykuly/byc-mama/news-matczyna-milosc,nId,382693




Postanowienia są zaledwie początkiem. Kiedy człowiek podejmuje juz decyzję, to trochę tak, jakby skoczył w wartki strumień, który porywa go w kierunku, o jakim mu się nawet nie śniło, w chwili, gdy ją podejmował. / P. Coelho

Cisza. Przez długi czas na blogu była cisza. Przepraszam, mała poprawka, przez długi czas z mojej strony była cisza. Nie publikowałam żadnego postu, mimo, że wyrywkowo czytałam wasze blogi nie zostawiałam żadnego po śladu po sobie. Mogę tylko podejrzewać, że większość z czytelników Cytrynkowego Świata pomyślała, że blog został przeze mnie porzucony i zapomniany. Obiecuję wam to tutaj i teraz: Nic takiego się nie stanie. Będę prowadziła bloga tak długo jak tylko uznam to za stosowne i nie zapomniałam ani o nim, ani o was i waszych blogach. Więc dlaczego na blogu przez trzy miesiące była cisza?

Na początku nie pisałam, bo chciałam troszkę odpocząć od wirtualnego świata, który (przyznam się wam bez bicia) zaczął zabierać mi coraz więcej czasu. Chciałam maksimum po miesiącu wrócić na strony bloga z głową nowych, świeżych pomysłów i dalej wam opisywać Cytrynkowy Świat jak i oczywiście samą Cytrynkę. Czemu tak się nie stało, mimo, że zaplanowany miesiąc przerwy właśnie dobiegał końca? Spróbujecie zgadnąć?

Stało się tak, ponieważ, pod koniec lipca rozpoczęłam… pracę! I sami pewnie zrozumiecie wolnego czasu dla siebie jak i dla córki w sezonie wakacyjnym (miejscowość nadmorska) miałam tyle, co nic. By dostać chodź jeden wolny cały dzień w tygodniu, w sezonie graniczyło z cudem. Po wielu rozmowach, a niektóre z nich były podniesionym głosem jak i niektóre z nich kończyły się groźbami dostawałam ten jeden dzień w tygodniu.

Pracowałam w jednym z tych marketów, co są tak porozsiewane po całej Polsce jak i nie na Świecie. Robotę pomógł załatwić mi mój kolega, a w sumie to już obecny partner. Stanowisko mięsne. I tutaj zaczęły się pierwsze, poważniejsze zmiany. Praca była oddalona od mojego miejsca zamieszkania o około 20 km. W grafiku miałam praktycznie same drugie zmiany, a że to był akurat okres wakacyjny to sklep otwarty był do 23. Więc wiadomo, że zanim się sprzątnęło cały sklep była godzina (przy bardzo dobrych wiatrach) dwunasta w nocy, a ja… jak to ja cały czas na pełnej piździe. Co mam przez to na myśli? Umowa zlecenie okazała się dla mnie o tyle wygodną umową, ponieważ mogłam wypracować sobie tyle godzin ile w danym dniu dałam radę, więc bywały nawet takie dni gdzie kończyłam o 3, a nawet i 4 w nocy. A co z tym szło? Im więcej godzin wypracowanych tym większa wypłata, Ale jak o tak późnej godzinie wrócić do swojego miasta i domu nie posiadając prawa jazdy, żadnego kierowcy, ani autobusu? A no nijak: szłam nocować do mojego partnera (i jego rodziców i dwóch młodszych braci). Nie raz w nocy płakałam z bólu, bo tak mnie kręgosłup bolał, że nie mogłam wstać z łóżka. Wiele razy się zarzekałam i obiecywałam sobie, że następnego dnia nie idę do pracę, bo nie daję fizycznie rady… Fizycznie radę dałam, więc czemu już nie pracuję w tym markecie? Psychicznie bardzo cierpiałam i przede wszystkim strasznie tęskniłam za córką. W tym czasie, gdy ja w pracy użerałam się (i ciągle wmawiałam sobie, że dam jakoś radę) z mobbingiem i walczyłam sama ze sobą by się nie poddać, bo robię to tylko i wyłącznie dla Cytrynki, zajmowała się nią moja mama… Było mi przykro, gdy po paru godzinach wolnego musiałam wracać do miasta, w, którym miałam pracę. Każde moje pożegnanie się z córką i obiecanie jej, że wrócę za parę dni do niej i zabiorę ją na spacerek wywoływało u mnie płacz po zamknięciu drzwi. Mimo, że wyjazdy do pracy i świadomość tego, że swoją córkę zobaczę dopiero za tydzień strasznie mi siadało na psychikę, bo było i w sumie jest dalej bardzo dla mnie ciężkie, musiałam udawać przed moimi rodzicami, że wszystko jest ok. Nie chciałam by się jeszcze dodatkowo martwili o mnie i zastanawiali się czy ja to wytrzymam?, Czy dam radę? I przede wszystkim nie chciałam by się dowiedzieli o mobbingu. I to właśnie przez mobbing, który był tylko i wyłącznie na stanowisku mięsnym, – czyli tam gdzie ja robiłam, opuściłam tą pracę, czego niestety teraz trochę żałuję, ponieważ siedzę od końcówki sierpnia w wynajętym mieszkaniu z moim nowym partnerem i szukam nowej pracy. M, który praktycznie przez ten cały czas widział, jaką walkę toczę z sama ze sobą, któregoś dnia mi powiedział pewne zdanie: „Wiesz Paula… Jak tu się wprowadziłaś to spałaś spokojnie. Nie gadałaś w nocy, nie miałaś tików i się nie rzucałaś, a teraz po miesiącu to wszystko na raz spadło na Ciebie jak grom z jasnego nieba. Ja się czasem boję obok Ciebie spać.” I to była prawda: byłam wykończona: bardziej psychicznie niż fizycznie, bo organizm po około tygodniu przyzwyczaił się do wysiłku. Dlatego zrezygnowałam, bo bardziej od pieniędzy ważniejsze jest dla mnie moje zdrowie: szczególnie te psychiczne.

No dobrze, to dwa miesiące przerwy, ale skoro już trochę odpoczęłam od wirtualnego świata i zrezygnowałam z pracy, która z dnia na dzień coraz bardziej wyniszczała psychicznie to, dlaczego milczałam przez ten trzeci miesiąc? I tu najważniejsze. Nie ukrywam, jestem sama z siebie dumna, że podjęłam tą próbę…, O czym mowa? Już wam kochani mówię.

Wyżej wspomniałam wam, że mieszkałam u mojego partnera i jego rodziców. Razem była nas w domu szóstka. Mimo, że mieszkali w domku jednorodzinnym nie dało się na siebie nie wpaść, a wiadomo jak jest, gdy jest tak dużo ludzi w jednym miejscu, czasem dochodziło do małych konfliktów. Z jego mamą jak i ojczymem miałam wspaniały kontakt, zaakceptowali mnie i moją córkę oraz decyzję M bez głupich komentarzy jak i sprzeciwów. Wprawdzie Julia dalej jest u mojej mamy w moim rodzinnym mieście, ale przywożę ją do… naszego wynajętego mieszkania tak często jak mi tylko życie tutaj na to pozwala. Tak, dobrze przeczytaliście: razem z M, po wielu rozmowach i (głównie jego) zapewnieniach, zdecydowaliśmy się wynająć mieszkanie, by wspólnie zamieszkać. Więc teraz pewnie zapytacie, dlaczego moja córka, za którą tak bardzo tęsknie dalej jest oddalona ode mnie o około 20 kilometrów i jest cały czas pod opieką swojej babci? Mimo, że wynajęliśmy mieszkanie, to ja wciąż nie znalazłam nowej pracy. Mieszkanie, które wynajmujemy jest opłacone z góry na dwa miesiące, ale co będzie po tych dwóch miesiącach, jeśli ja dalej będę bez pracy? Przecież nie damy radę wyżyć z jednej pasji. Podjęłam, więc decyzję, że Julia zostanie jeszcze z moją mamą gdzie będzie miała wszystko zapewnione, a ja znajdę pracę i stworzę jej jakiś porządny kącik. No i przede wszystkim, zamieszkami z nami, gdy nie będziemy musieli martwić się o kolejny miesiąc, bo wszystko będzie opłacone i nie będzie tego strachu, że wyrzucą nas z mieszkania, a my nie będziemy mieli gdzie pójść czy też nie będziemy się razem z Grubym (tak nazywam swojego partnera) martwić czy będziemy mieli dla Cytrynki na mleko, gdy się nam skończy.

Nie chcę byście mnie osądzali i źle o mnie myśleli, no, bo jak to tak? Tutaj żyję sobie z nowym partnerem, a Cytrynka „poszła w kont”? Tak wcale nie jest i nigdy nie będzie! Jest moją córką, którą kocham ponad życie i nigdy nie zostanie zaniedbana przeze mnie, ponieważ mam nowego partnera. Ona jest najważniejsza i zawsze będzie na pierwszym miejscu. A podjąć tą decyzję nie było wcale łatwo – było wręcz bardzo trudno. Wiele nocy przepłakałam, ponieważ tęsknota za nią jest bardzo wielka, ale dopóki nie będę w stanie zagwarantować jej chodźmy podstawowych potrzeb: takich jak mleko (tak, karmię Pszczółkę sztucznie) czy też pieluchy wolę by była u babci gdzie to wszystko ma zapewnione i niczego jej nie zabraknie. A ja, jej matka cieszę się każdą godziną spędzoną z nią podczas weekendów i zaczęłam doceniam podwójnie, a nawet mogę śmiało powiedzieć, że potrójnie jej drobne gesty kierowane w moją stronę. Każdy jej bezzębny uśmiech, który posyła mi, gdy się nad nią pochylę, każde wyciągnięte do mnie rączki z niemą prośbą bym wzięła ją na ręce i wiele, wiele innych rzeczy, które są dla niektórych rodziców są czymś normalnym, a dla mnie są ogromną siłą, która nie pozwala mi się poddać, bo mam dla kogo walczyć o lepsze życie. 

I ja tą walkę córeczko właśnie rozpoczęłam! Nie poddałam się, chodź było nie raz bardzo ciężko i depresja, którą dalej mam brała nade mną górę tak, że wiele razy miałam ochotę wszystko pierdolnąć i zniknąć. Nie poddałam się! I nie poddam! Walczę dla Ciebie! Dla nas...
Mam tylko cichą nadzieję, że gdy w dalekiej przyszłości będzie Ci dane zostać matką wspaniałego daru jakim jest dziecko i przypomnisz sobie, że pierwsze miesiące, a być może i pierwszy rok wychowywała Cię Twoja babcia zrozumiesz, że zrobiłam to tylko i wyłącznie dla Twojego dobra Nie chcę byś myślała sobie wtedy, że Cię nie chciałam -  chciałam Cię! Chcę Cię teraz! Chcę Cię móc oglądać codziennie, kąpać, przebierać, wycierać Twoje łzy i Twoją osraną dupkę... chcę Cię mieć przy sobie tak jak matka ma swoje dziecko, ale na razie nie mogę. Muszę Ci najpierw zapewnić stabilizację, której tak bardzo potrzebujesz. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz... Tylko o to co wieczór się modlę Moja Kochana Kruszynko.


*** OGŁOSZENIA PARAFIALNE ***

Sami już zdążyliście przeczytać wiele się u mnie pozmieniało podczas tych trzech miesięcy, w których zwyczajnie milczałam. Nie porzuciłam bloga i dalej będę opisywała wam nasz Świat, w którym nie jestem już tylko ja (Cytrynkowa Mama, Issi, Paula czy jak mnie tam nazywacie) i Julia (Cytrynka, Pszczółka, Kulcia i różne inne jej „ksywy”). Ale od pewnego czasu do naszego Cytrynkowego Swiata został wpuszczony M – mój partner. Pewnie o nim też byście chcieli co nieco przeczytać no i przede wszystkim usłyszeć: jak to się stało, że jesteśmy razem i NAJWAŻNIEJSZE! Jakie on ma podejście do Cytrynki? Obiecuję wam, że i o tym wam napiszę.

Drodzy czytelnicy bloga. Kieruję te słowa do was wszystkich i każdego z osobna. Wiem, że się powtórzę, ale  proszę was o to byście nie myśleli o mnie źle przez to, że żyję z moją córką osobno. Wprawdzie mogę tylko przypuszczać, że niektórzy z was są oburzeni tą decyzję, ale podjęłam ją tylko i wyłącznie dla dobra mojej córeczki. Nie jest ona przecież na wieczność, tylko na jakiś czas: dopóki z M nie staniemy stabilnie na nogach i nie będziemy w stanie zapewnić jej stabilizacji. Wiem, że wśród osób, które przeczytają tego posta, a szczególnie jego ostatnią część, znajdą się osoby, które nie poprą mojej decyzji i będą uważali inaczej – będą uważali, że źle robię. Chcecie mi o tym napisać – napiszcie, ale kulturalnie.

Dlatego tym pojedynczym osobą, którzy będą chcieli mnie zbluzgać, jaką to ja jestem złą i wyrodną matką przypomnę tekst, który każdy powinien widzieć, gdy zdecyduje się już na skomentowanie jakiegokolwiek wpisu na blogu:

Wraz z Cytrynką bardzo dziękujemy za odwiedzenie naszego bloga. Jeżeli pozostawisz po sobie ślad, chętnie Cię odwiedzimy i zostaniemy z Tobą na dłużej – tak jak ty zostałeś z nami.
Również chcemy Cię poinformować, że komentarze, które będą zawierać wulgaryzmy albo będą obrażały mnie lub bliskie mi osoby nawet nie będą publikowane, na blogu. Krytykę przyjmuję tylko i wyłącznie, jeśli jest napisana w kulturalny sposób.
Pozdrawiamy i życzymy Ci mile spędzonego czasu na łamach naszego bloga.

Troszkę się rozpisałam, no, ale pewnie sami zauważyliście, że dużo się pozmieniało od ostatniego wpisu, więc chciałam wam opisać te nowe zmiany. Obiecuję wam również, że nie planuję kolejnej przerwy (chyba, że Internet odmówi współpracy), więc możecie się spodziewać kolejnych wpisów.

Zapraszam was kochani do komentowania jak i obserwowania naszego, Cytrynkowego Świata, bo w planach mam wiele, myślę, że ciekawych i godnych uwagi postów. I oczywiście zostaw swój adres bloga, a i my również z chęcią będziemy śledzić Twoje wpisy i z niecierpliwością będziemy czekać na nowe.

Pozdrawiam was wszystkich serdecznie i mam nadzieję, że o nas nie zapomnieliście, a teraz mi wybaczcie – lecę nadrabiać te zaległości u was.

3 komentarze:

  1. Będzie dobrze i wszystko się ułoży, czasem trzeba wszystko postawić na jedną kartę, żeby się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasze kciuki macie!!! Dużo szczęścia, cierpliwości i siły, siły, siły! pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  3. Musisz jeszcze trochę powalczyć, ale wierzę że wszystko uda Ci się szybko poukładać i Cytrynkę będzie mogła z Wami zamieszkać.
    Myślę, że podjęłam dobrą decyzję Julia ma u dziadków stabilizację, a to bardzo ważne dla takiego maluszka.
    Pozdrawiam i życzę dużo siły.

    OdpowiedzUsuń

Wraz z Cytrynką bardzo dziękujemy za odwiedzenie naszego bloga. Jeżeli pozostawisz po sobie ślad, chętnie Cię odwiedzimy i zostaniemy z Tobą na dłużej – tak jak ty zostałeś z nami.

Również chcemy Cię poinformować, że komentarze, które będą zawierać wulgaryzmy albo będą obrażały mnie lub bliskie mi osoby nawet nie będą publikowane na blogu. Krytykę przyjmujemy tylko i wyłącznie, jeśli jest napisana w kulturalny sposób.

Pozdrawiamy i życzymy Ci mile spędzonego czasu na łamach naszego bloga.

To najchętniej czytacie